|
33
– Nie wierzę w pustkę, która definiuje życie – mówię trochę do siebie, trochę do niego. – Od pierwszych atomów, którym zamarzyło się życie, nasza mądrość jest tylko złudnym zwierciadłem naszej niewiedzy.
Przez chwilę siedzimy obok siebie w milczeniu.
– Kiedyś wierzyłem w Boga. Tak mnie wychowano. Nie znałem jeszcze źródła, które jest w każdym z nas. Mój ojciec też go nie znał. Umarł zanim je znalazł.
Różowy horyzont blednie powoli przechodząc w granatową czerń zbliżającej się burzy.
– Widziałem w życiu wielu bogów, ale żaden z nich nie mówił moim głosem.
Czuję pierwsze krople ciepłego deszczu. Powoli spływają mi po twarzy. „A może to tylko łzy” – myślę.
Resztki różowej poświaty gasną na horyzoncie. Ogarnia nas granat bezgwiezdnej nocy.
– Wierzę w nieśmiertelność. Nasze atomy są wieczne. Były świadkiem powstania wszechświata i będą świadkiem jego zgonu. Czas też wtedy umrze.
– Bez czasu nie ma nieśmiertelności – jego głos dochodzi gdzieś ze środka mojej głowy. – Nawet pustka przestanie wtedy istnieć.
Wstajemy bez słowa. Wiem, że nasza rozmowa jest skończona.
* * *
|
|