|
10
Peter nie może spać. Błądzi w internetowym świecie, strona po stronie.
– Gdzie jesteś dzisiaj Julio? – zmęczone myśli wloką się coraz wolniej przez oświetlony ekranem pokój. Tym razem nie ma szczęścia. Ostatni raz widział ją dwa dni temu. Prawie jej nie poznał. Była młodsza o jakieś trzy lata.
– Może jest gdzie indziej? Może grupa amatorek? A może babes?
Jest bardzo późno. Peter daje za wygraną.
– Może jutro – myśli na dobranoc.
Dom oddycha miarowo niebieską ciszą nocy. Zakłóca ją tylko skrzyp drewnianej podłogi wypluwającej cienie starych kroków, a może to tylko znudzone ciszą duchy.
Poranek jest ciemny i pełen wczorajszego zmęczenia. Peter myśli z niechęcią o swojej pracy. Pracuje jako day trader w dużej japońskiej firmie. Kupuje i sprzedaje walutę. Wymarzona praca dla gaijina. Japończycy ze swoją fobią utraty twarzy nigdy by się na nią nie zgodzili. Czeka go dwanaście godzin bez dostępu do Internetu. W zasadzie to nie bardzo żałuje. Szukanie Julii jest czymś bardzo intymnym. Czasami bywa też nagroda, Julia patrzy wtedy głęboko w oczy i czeka na wilgotne opamiętanie.
Spotkali się dwa lata temu. Była uśmiechniętą, młodą dziewczyną, niewiele ponad 18 lat. Stała naga oparta o meble w jakimś mieszkaniu. Niebieskie oczy, trochę okrągła twarz, i te długie szczupłe nogi, które zawróciły mu w głowie. Od tamtego czasu szuka jej po nocach, aby wziąć ją w ramiona i kochać się do utraty tchu.
Czuję jak dzwoni telefon. W zasadzie to go nie słyszę. Czuję delikatne wibrowanie w kieszeni spodni.
– Mosi, mosi – rzucam w komunikacyjną przestrzeń.
– Cześć, to ja Peter – słyszę znajomy głos. – Gdzie jesteś?
– W Heart Land. Dołączysz do wycieczki?
– Będę za pół godziny – Peter wyraźnie się ożywia.
Po kilku drinkach ruszamy w stronę Roppongi Crossing. Skrzyżowanie jest w samym centrum starej części Roppongi z policyjnym Koban* na rogu. Siedzący tam policjanci są kruchym pomostem miedzy ugrzecznioną Japonią a nieuczesanym i wibrującym światem otaczających knajp i barów.
– Dokąd panowie idą? – naganiacze z Nigerii polują na potencjalnych klientów. Największe powodzenie mają podpici panowie w sile wieku. Zapowiedź dobrej kasy i pożywionego alkoholem apetytu na owoce życia.
– A co panowie polecają? – pytanie to otwiera wszystkie serca nocnych przewodników weselszego życia.
– White Horse, klub dla dżentelmenów, specjalnie dla was mamy dzisiaj wolny wstęp. Płacicie tylko za drinki. Mamy wspaniałe dziewczyny, z Rumunii, Rosji, Bułgarii, do wyboru do koloru.
Obskurna winda wiezie nas na piąte piętro. Jak w wielu japońskich klubach wchodzi się prosto do wnętrza. Żadnego czasu na zastanowienie. Na scenie błyszcząca metalowa rura wije się wraz z młodym ciałem tancerki. Bardzo skąpe majteczki polerują zapamiętale długi, falliczny kształt.
Siadamy pod ścianą na przeciwko sceny. Idealne miejsce na degustowanie przyćmionych alkoholem obrazów rzeczywistości. Po kilu minutach otaczają nas pachnące rozkoszą kobiety.
– Skąd jesteście? – pytanie brzmi szelestem zużytych tasowaniem kart.
– Z Europy – odpowiedź jest trochę niegrzeczna, ale i tak nikt tu nie czeka na odpowiedź.
– A co robicie? – kolejna karta rozmów spada na stół.
Peter nie słucha. Czuje ciepło płynącego żyłami alkoholu. Już kilka razy rozebrał i ubrał w myślach siedzącą obok dziewczynę. Zresztą nie trwało to długo. Dziewczyna ma na sobie tylko przeźroczyście powiewną sukienkę i bardzo skromne majteczki.
– To, co robicie? – dziewczyna nie daje za wygraną.
Rozmowę przerywa krótki komunikat zapowiadający kolejną tancerkę. Dziewczyna podrywa się ruszając szybko w stronę sceny. Po chwili muzyka przenosi nas w świat arabskiej baśni o okrutnym władcy i skazanej na śmierć niewolnicy.
Wiotkie biodra tancerki kołyszą się leniwie.
– To ty jesteś niewolnikiem – zwiewna sukienka podkreśla długie, szczupłe, zwieńczone krągłością pośladków nogi.
– Skazałeś mnie na śmierć ze strachu przed moją władzą – sukienka spada na ziemię odsłaniając nieduże dziewczęce piersi.
– Moja nagość jest mieczem – młode ciało drga w rytm miłosnego aktu. – A twoje szaty nie ocalą ci życia.
Muzyka urywa się nagle. Niski męski głos zapowiada kolejną tancerkę. Pachnąca potem dziewczyna wraca do stolika. Żegnają ją natarczywe brawa rozochoconych alkoholem widzów.
– Jak masz na imię piękna niewolnico? – pytam odurzony jej tańcem.
– Julia, okrutny władco.
____________________
* Koban – nazwa japońskiego komisariatu.
|
|