|
9
Nie pamiętali, od kiedy się znali. Chyba od bardzo dawna. Wiedzieli o sobie wszystko. Byli trzema twarzami tej samej duszy. Ten moment był wyjątkowy, żegnali ojca, który dał im życie.
Naukowiec kręcił się niespokojnie. „Dla ojca od syna z synem” – napis na wieńcu miał duże złote litery. „Przyszło dużo ludzi” – rozważał dalej. – „Ciekawe jak się poznali?”.
Pomieszczenie było obszerne. Ławki stały rzędami z przerwą w środku. Trochę jak w kościele. Dużo zdjęć na ścianach.
Naukowiec przeglądał uważnie sfotografowane twarze, próbował odgadnąć, kim byli. Daty pod zdjęciami urywały się nagle. „Ta ostatnia to wczorajsza” – pomyślał.
Szaman siedział jak zawsze milczący. Nigdy nic nie mówił. Od mówienia był Naukowiec. Otaczająca go, lekko święcąca kula energii drgała w rytm bijącego serca. Bicie stawało się miarowe i silne. Przez ciało Szamana przeleciał dreszcz. Próbował odnaleźć znajome ciepło. Było pusto i zimno.
Poeta był cichszy niż zwykle. „Na życie składają się chwile, które są dłuższe od życia” – pomyślał filozoficznie.
– Poeta znowu coś tworzy – Naukowiec tracił kontrolę nad rzeczywistością. Skreślał chwile z długiej listy wydarzeń, ale lista z każdą chwilą wydawała się dłuższa.
Szaman wił się w rytm bębna bijącego serca. Jak przez mgłę widział źródło, które dało mu życie. Patrzył jak pogodzone wsiąka w piasek kosmosu.
Potężny wieniec runął mi pod nogi. Podniosłem go nieśmiało wieszając na stojącym obok drewnianym stojaku. Postawny mężczyzna ubrany w długą czarną sutannę kontynuował uroczystość pożegnania.
Poeta nie dawał za wygraną, nie bardzo lubił Naukowca.
„w każdym człowieku, co umiera
umiera pamięć o nas
i rodzi się
z każdym narodzeniem”
|
|