_
   
 
     
 

14

      Mistrz Ceremonii przegląda każdy element naszego stroju. Jesteśmy w drodze na spotkanie z Cesarzem. Ambasador będzie dziś składał listy uwierzytelniające. Mistrz Ceremonii jest starszym panem, który większość swego życia przepracował w japońskim banku. Kiedyś znudziło go to, co robił i zmienił pracę. „Od złota do cesarza jest bardzo blisko” – myślę.
      Jesteśmy w komplecie. Należymy do grupy najbliższych doradców Ambasadora. Razem sześć osób. Ruszamy czarnymi samochodami do głównej stacji kolejowej w Tokio. Kolejarze ubrani w białe paradne mundury prowadzą nas do Bardzo Ważnej sali. Dzisiaj jest kolej naszego królestwa. Mistrz Ceremonii zaprasza do wnętrza. Oznajmia, że formalnie jesteśmy już w pałacu. Sala używana jest, kiedy osobistości wagi państwowej udają się na audiencję. Taka poczekalnia na spotkanie z byłym bogiem*. Na stoliku, przy którym siedzę leżą papierosy ozdobione złotą chryzantemą. Mistrz Ceremonii oznajmia, że papierosy są robione wyłącznie na potrzeby pałacu i będziemy mogli zabrać je na pamiątkę w drodze powrotnej.
      – Wszystko gotowe do drogi – kolejarz w białym mundurze przypomina kapitana wojennego statku.
      Pierwsi idą Mistrz Ceremonii, potem Ambasador, a za nimi cała nasza szóstka. Idziemy w kolejności zasług i uważania. Pierwsze idą finanse, potem ja odpowiedzialny za wiedzę, za mną idzie komercja, potem kultura, za kulturą obrona i na końcu kobiecość odpowiedzialna za piękno. Jesteśmy bardzo uroczyści. Kobiecość jest bardzo kobieca i przezroczysta, my bardzo poważni i ubrani w poranne fraki**. Ambasador idzie we własnym, my w pożyczonych. „Nasze widziały więcej” – myślę o fraku Ambasadora.
      Czekają na nas trzy powozy. Mistrz Ceremonii wraz z Ambasadorem wsiadają do pierwszego. Dwa konie, stangret z przodu, lokaj z tyłu, dookoła bardzo dużo ochrony pieszo i na koniach. Dla nas przygotowano dwa kolejne. Są mniejsze od pierwszego i nie mają lokaja. Konie też odpowiednio mniejsze. „Japońskie poczucie hierarchii nie daruje nawet koniom” – uśmiecham się do siebie. Ruszamy. Przed nami policjanci na koniach. Za nami samochody z ochroną. Koło nas mały tłumek ciekawskich. Są w drodze do pracy. Czekają cierpliwie na odblokowanie przejść dla pieszych. Macham do nich przez wypucowane do niebytu okno powozu.
      Podróż ze stacji do pałacu zabiera nam dwadzieścia minut. Przejeżdżamy przez kilka warownych bram. Witają nas niskie ukłony dworzan. Jest też prasa. Ktoś filmuje. Pałac jest ogromny. Setki metrów korytarzy z potężnymi oknami z widokiem na ogrody. Pałac robi wrażenie ogromnej szkatuły, w której trzymają największy klejnot tego kraju, symbol boskości.
      Mistrz Ceremoni prowadzi nas do sali z mądrościami na ścianach. Spisano je tysiące lat temu na pożółkłych kartkach. Czeka tam na nas przedstawiciel japońskiego rządu. Ma być obecny przy wręczaniu listów. Jest to nowa, powojenna tradycja.
      W końcu ruszamy na audiencję. Mistrz Ceremonii, Ambasador, finanse, wiedza, komercja, kultura, obrona i na końcu piękność. Stajemy w korytarzu na wskazanych, zaznaczonych na podłodze miejscach. Stąd, gdzie stoimy nie widać wnętrza. Stojący obok namiestnicy dworscy swoimi głębokimi ukłonami sygnalizują obecność Cesarza. Pierwszy wchodzi do sali Ambasador. Wchodząc kłania się z gracją. Znika we wnętrzu. Po chwili słychać rozmowę i cichy głos tłumacza. Protokół nakazuje, aby w czasie audiencji Cesarz mówił tylko po japońsku.
      Po kilku minutach Mistrz Ceremonii skinieniem głowy daje znać, że czas na mnie. Wchodzę i kłaniam się po japońsku. Cesarz stoi w głębi sali przed żółtym krzesłem z wysokim oparciem. Jest to jedyny tu mebel.
      – Wiedza – Ambasador oznajmia uroczyście moje przybycie. Idę w stronę Cesarza i dwa metry od niego zginam się głęboko w pół. Robię krok do przodu i czuję uścisk ciepłej, prawie przyjaznej dłoni.
      „Bóg jest tylko człowiekiem” – myślę.

____________________
* Japoński cesarz do końca drugiej wojny światowej uważany był za boga. Japończycy wierzą, że rodzina cesarska pochodzi w prostej linii od bogini słońca Amaterasu.

** Jest to dosłowne, choć trochę zabawne tłumaczenie z „morning coat”.

 

 
   
 

 

 
  © Copyright 2009 Bogumil Hausman. All Rights Reserved