_
   
 
     
 

15

      Winda jest bardzo szybka. Czuję ucisk w uszach. Dziesiąte piętro, dwudzieste, cyfry zatrzymują się na liczbie dwadzieścia dziewięć. Wieżowiec ma czterdzieści pięter. Na dole biura a potem luksusowe mieszkania z widokiem na całą okolicę. Widać wodę i mosty. Tokio leży nad wodą, ale miasto nie robi wrażenia nadmorskiej metropolii. Jest raczej betonową dżunglą. Wieżowiec po wieżowcu obrastają liany zewnętrznych wind. Między wieżowcami rosną kępki małych starych domków.
      Tokio nie przypomina europejskich miast. Budynki rosną organicznie, spychają się nawzajem na brzeg ruchliwych ulic. Czasami całe budowle znikają z tygodnia na tydzień, aby dać miejsce jeszcze większym i wyższym. Wszystko w gorących oparach wilgotnego pośpiechu. Są też zapachy, od kipiących potraw na zapleczach zapchanych restauracji po odory z ulicznej kanalizacji.
      Drzwi windy otwierają się z cichym sykiem mechanicznego potwora. Wchodzę na wyłożony dywanami korytarz. Wysoki budynek od dwudziestego piętra w górę jest pusty w środku jak źdźbło trawy. Wewnętrzne ściany pełne są włoskich, łukowato sklepionych okien. Okna wychodzą na głęboki dziedziniec. Posadzka dziedzińca to dach biurowej części budynku. Wyłożona jest kolorowym granitem i przypomina posadzki starych rzymskich świątyń.
      Szukam numeru 2903. „Liczba pierwsza, podzielna tylko przez siebie i jeden” – zauważam odruchowo. Mieszkanie należy do Thomasa. Thomas nigdy nie zamyka drzwi do swojego mieszkania. Nawet jak wychodzi z domu. Pozostałości buntu odległej młodości.
      W drzwiach wita mnie japońska narzeczona Thomasa Ryoko. Jest na lekkim rauszu. Wchodzę do środka. Widzę tłumek Japończyków i kilku gaijinów, kolegów Thomasa z pracy. Wszyscy czekają na fajerwerki. Mieszkanie jest idealnym punktem widokowym. Witam się z obecnymi i na koniec podchodzę do młodej Japonki. Ma dwadzieścia kilka lat.
      – Nazywam się Michiko – jej angielski jest trochę nieporadny.
      Miła dziewczęca buzia i ciekawe, czarne po japońsku oczy. Ubrana jest w kimono przepasane różowym obi.
      – Lubię róż – słyszę w odpowiedzi na moje zbyt uważne spojrzenie.
      Ściskam delikatnie jej małą dłoń o długich, bardzo kobiecych palcach. Podglądam ukradkiem małe stopy w japońskich białych skarpetkach z jednym palcem. Zaczesane do góry włosy są czarne jak skrzydła kruka. Odsłaniają delikatny kark pokryty ledwo zauważalnym meszkiem. Symbol japońskiego seksapilu.
      – Jestem kolegą Thomasa. Bond, James Bond – żartuję.
      Michiko odpowiada szerokim, dziewczęcym uśmiechem.

      Wieczór jest bardzo udany. Japończycy fotografują się na tle ogromnych okien z kolorowymi szybami wybuchających ogni. Thomas podaje włoskie potrawy. Pijemy dobre wino rodem z Toskanii.
      Oglądam obrazy na ścianach. Są autorstwa Thomasa. Wiszą obok rozwieszonych worków po ryżu. Ciekawe zderzenie chropowatej rzeczywistości z wypracowaną estetyką intelektu. Przez jedno z okien wygląda na zewnątrz zaciekawiona, naturalnej wielkości owca. Jedno ucho ma pieczołowicie sklejone białym gipsem. „Pewnie gorzej słyszy” – żartuję w duchu.
      – Podobasz się Michiko – słyszę nagle cichy szept Thomasa.

 

 
   
 

 

 
  © Copyright 2009 Bogumil Hausman. All Rights Reserved