|
19
Naganiacze do nocnych klubów w Roppongi pochodzą prawie wszyscy z Nigerii. Cierpliwie czyhają na swe ofiary w ciemnych zaułkach grzesznej, tokijskiej nocy. Ich natrętne zaczepki są magiczną mieszanką afrykańskich egzorcyzmów i chrześcijańskich modłów.
Dzisiejszy wieczór nie różni się od innych. Na ulicach widać tłum ludzi o bladych, wytartych twarzach. Za kilka godzin twarze kobiet pokryje rozmazany makijaż kolejnych drinków.
– Cześć, skąd jesteś? – pytam młodego mężczyznę, który zaprasza do White Horse. Wygląda na Europejczyka. Jak na naganiacza, jest to tutaj dużą rzadkością.
– Z Węgier – odpowiada zmieszanym głosem.
– Jak masz na imię?
– Laszlo – głos robi się trochę bardziej przyjazny.
– Co tu robisz? – pytam zaciekawiony.
– To długa historia – odpowiada wymijająco.
Patrzy na mnie uważnie, próbując wyczuć moje intencje.
– Przyjechałem tu z dziewczyną z Budapesztu. Jak ją poznałem była mężatką. Zostawiła męża i postanowiliśmy zarobić trochę pieniędzy. Taka ucieczka w nieznane.
– A co robiliście na Węgrzech?
– Skończyliśmy prawo – odpowiada.
– Ile dostajesz za klienta, którego nagonisz do klubu?
– Płacą mi miesięcznie dwieście tysięcy jenów. Nie mam żadnej prowizji od ilości złapanych klientów. Jest tylko jeden wymóg, muszę cały czas nagabywać przechodniów.
Laszlo ścisza głos i pokazuje dyskretnie na stojącego niedaleko mężczyznę. Nigeryjczyk jest wyraźnie zniecierpliwiony naszą długą rozmową.
– Moja dziewczyna zarabia dwa miliony jenów miesięcznie – dodaje.
– Dwa miliony to dużo pieniędzy – komentuję. – A co robi?
– Jest tancerką – Laszlo jest znowu zakłopotany.
– Naganiasz frajerów, aby oglądali twoją dziewczynę, jak tańczy nago na scenie? – znam White Horse i wiem, o czym mówię.
– Dwa miliony to dużo pieniędzy – odpowiada.
– Zabierz swoją dziewczynę i wracajcie do domu – mówię zdecydowanie.
Laszlo patrzy na mnie zaskoczony. Idę dalej. Wiem, że go już nigdy nie spotkam.
|
|