_
   
 
     
 

24

      Miasto Miyazaki liczy ponad trzysta tysięcy mieszkańców. Leży nad samym brzegiem Oceanu Spokojnego. Mieszka w nim półtora tysiąca obcokrajowców, mniej niż pół procenta całej populacji miasta. Cały rejon bardzo przypomina Kalifornię. Dwa lata temu w okolicach Miyazaki powstało potężne, zbudowane na wzór amerykański centrum handlowe. Ostatnio gubernatorem całego rejonu został niezależny kandydat, były komik, Hideo „Sonomanma Higashi” Higashikokubaru. Prasa rozpisywała się wtedy o kryzysie współczesnego systemu politycznego.
      Tuż przy plaży, za miastem, leży potężny kompleks hotelowy Sheraton Phoenix Golf Resort. To w tym hotelu, według Michiko, młodzi kochankowie uczą się pierwszej miłości.
      Centrum Miyazaki nie różni się niczym od setek innych japońskich miast. Zadaszone ulice chronią od słońca i deszczu maleńkie knajpki. Siedzimy w jednej z nich. Michiko zarezerwowała dwa miejsca przy długiej barowej ladzie. Po drugiej stronie dyskretna obsługa przygotowuje dania i nalewa trunki. Knajpka jest dość typowa. Wygłodniali, obcy sobie restauracyjni goście siedzą ramię w ramię delektując się wspólną rzeczywistością. „Razem, a jednak osobno. Ciekawy przykład zbiorowej samotności” – myślę.
      Restauracja jest ulubionym miejscem całej rodziny Michiko. Za kilka dni jej rodzice mają wpaść tu na kolację. Michiko jest bardzo uroczysta. Ubrana w odświętne kimono czuje się gospodynią całego miasteczka. W nim się urodziła i wychowała. Zwiedzam jej młodość, widzę pierwsze pocałunki, słyszę łomot zakochanego serca. Tu uczyła się czułości i radości nagiego przytulenia. Tu została kobietą.
      – Mój siedemdziesięcioletni mąż ma dwudziestoletnią kochankę – głos należy do postawnej Japonki w podeszłym wieku. Siedzi kilka osób dalej.
      – Powinnaś być szczęśliwa. Cieszy się życiem – ton kucharza jest pełen przyjacielskiej wymówki.
      – Jej mąż był lekarzem i ma dużo pieniędzy – słyszę dyskretny szept Michiko. – Nie wierzę, że jest jego kochanką, pewnie dotrzymuje mu tylko towarzystwa. Starsi panowie bardzo lubią przebywać w towarzystwie młodych dziewcząt.
      Popijamy tutejsze piwo. Świat robi się coraz bardziej kolorowy i piękny. Uśmiechnięty kucharz podaje miejscową wersję sushi, ryż przełożony plasterkiem surowej wołowiny. Specjalność południowych okolic Japonii. Drzwi otwierają się nagle i do restauracji wchodzi starszy pan ubrany w bardzo porządny szary garnitur. Szuka wzrokiem wolnego miejsca i po chwili wahania siada obok postawnej Japonki. Ma ze sobą dużą brązową, urzędniczą teczkę.
      – To słynny Pachinko*-man – w głosie Michiko słychać poruszenie.
      – Co masz na myśli? – patrzę ciekawie na starszego mężczyznę.
      – To zawodowiec. Gra to jego praca. Wstaje rano, zakłada porządny garnitur, bierze przygotowany przez żonę lunch i idzie na osiem godzin do pracy. Gra od dziewiątej rano do piątej wieczorem.
      – To musi zawsze wygrywać – moja ciekawość rośnie.
      – Wygrywa jakieś dwieście tysięcy jenów miesięcznie. Pracuje tak od dwudziestu lat.
Patrzę jak Pachniko-man wyjmuje dwie metalowe kulki z uszu. W lokalach Pachinko panuje straszny hałas.
      – Czy znasz tajemnicę jego powodzenia?
      – Nigdy nie bierze nadgodzin – odpowiedź Michiko jest bardzo poważna.

____________________
* Pachinko – miejsce, gdzie Japończycy oddają się półlegalnemu hazardowi. Gra się na automatach, gdzie spadające, metalowe kulki wpadają do małych otworów. Grający ma tylko wpływ na początkową prędkość spadających kulek. Każdy otwór to wygrana w postaci dodatkowych kulek. Kończąc grę, za wygrane kulki dostaje się specjalne rekwizyty, które w sąsiednim lokalu wymienia się na pieniądze. W ten sposób omijane są przepisy zabraniające hazardu, nie wygrywa się bezpośrednio pieniędzy.

 

 
   
 

 

 
  © Copyright 2009 Bogumil Hausman. All Rights Reserved